środa, 27 lutego 2013

Madame Lambre- lakier do paznokci.

O słabości do rzeczy ładnych i uwielbieniu do stylu secesyjnego pisałam nie tak dawno tutaj.
Przyszedł czas na recenzję tego co znajduje się w małej uroczej buteleczce, czyli lakieru do paznokci Madame Lambre- numer 23.



Od producenta:
Dzięki współczesnej recepturze lakier nie tylko zdobi, ale również chroni, wzmacnia i wyrównuje płytkę paznokcia pokrywając ją pięknym, soczystym kolorem. Przy pomocy lakierów Madame LAMBRE można z łatwością stworzyć manicure bez smug, nadający Twoim dłoniom zadbany i nieskazitelny wygląd.



Moja opinia:
Zacznę od tego, że czerwone paznokcie uwielbiam- absolutnie wszystkie odcienie i na każdych paznokciach. Kolor lakieru numer 23 na żywo jest trochę ciemniejszy niż na zdjęciach.
Konsystencja ok, wygodny w obsłudze pędzelek. Lakier faktycznie nie zostawia smug i właściwie po nałożeniu jednej warstwy nie ma prześwitów. Mimo tego nałożyłam drugą pro forma. Schnie dość szybko. Trwałość nazwałabym standardową, czyli po 3-4 dniach zaczyna się ścierać.
Podsumowując ładny lakier, ładna buteleczka i dobra jakość za przyzwoitą cenę. Chętnie sięgnę po inne kolory, tym bardziej, że marka od niedawna jest dostępna w Hebe.




Cena: 10,20zł
Ocena: 5-/6
Dostępność: shop.madamelambre.eu oraz drogerie Hebe

Jak Wam się podoba?

poniedziałek, 25 lutego 2013

And the oscar goes to... Najlepsze i najgorsze kreacje z czerwonego dywanu.

Sesja zakończona, jeszcze nie wiem do końca czy pomyślnie. W końcu powrócę do bloga tak jak bym chciała i nadrobię zaległości u Was.

Noc oscarowa nocą nie przespaną stała się u mnie tradycją. W tym roku nie było większych niespodzianek jeśli chodzi o wygrane w poszczególnych kategoriach. Żałuję, że najlepszym filmem nie został "Django"... Jednak to było do przewidzenia. Uważam za słuszne jedynie dwie nagrody (z 12 nominacji) dla "Lincolna". To, że film nakręcił Spielberg jeszcze nie oznacza, że da się go w ogóle obejrzeć. Szkoda tylko Janusza Kamińskiego...



Ale przejdźmy do  kreacji Oskarowych. Taka moja prywatna lista najpiękniejszych i najgorszych sukien z czerwonego dywanu, z przymrużeniem oka.

KIT:

5 miejsce- Zoe Saldana. Niby nie najgorzej, ale też nie za dobrze. Ostateczną decyzję pozwolił podjąć pasek w stylu tych dołączanych zazwyczaj do trenczów. ..



4 miejsce- Jeniffer Garner za sukienkę w średnio dobranym kolorze i ten falbaniasty ogon (niestety, a może na szczęście nie znalazłam zdjęcia z tyłu)...


3 miejsce- Hally Berry, kolczuga to chyba nie był dobry wybór...



2 miejsce- Jane Fonda, która wybrała sukienkę rodem z dynastii, poza tym ten kolor...


1 miejsce- Helena Bonham Carter, mimo tego, że kobietę uwielbiam, a suknia jest od Vivenne Westwood, którą też bardzo lubię to nie jest dobrze. Jeszcze ta fryzura...



HIT:

miejsce 5- Salma Hayek w sukni McQueena, oryginalnej i wydaje mi się, że świetnie pasującej do aktorki...



miejsce 4- Sandra Bullock nie jest moją ulubioną aktorką, ale kreacje Oscarowe zawsze ma trafione...


3 miejsce- Jessica Chastain piękna kobieta, świetna rola we "Wrogu numer jeden" i kreacja fantastyczna...



2 miejsce- Charlize Theron i klasa sama w sobie...


1 miejsce-Jennifer Lawrence laureatka Oscara za najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą- zasłużenie. Miałam problem z tym, czy ta suknia na pewno do niej pasuje (biorąc pod uwagę fakt, że przewróciła się idąc odebrać statuetkę). Jednak sama kreacja Diora Haute Couture jest tak fantastyczna, że inne miejsce niż 1 byłoby niesprawiedliwe...


A Wy oglądałyście galę rozdania Oscarów? Macie swoich faworytów wśród filmów i aktorów? Ulubione kreacje?
Helena Bonham Carter:
Helena Bonham Carter:

wtorek, 19 lutego 2013

It's Only A Picture Tag.

Paulina i Agata z bloga frozenmalibu zaprosiły mnie do tagu "It's Only A Picture". Postanowiłam więc wykopać się spod sterty notatek, kserówek i książek. To jestem i przedstawiam:

1. Codziennie widzisz...  



2. Ubranie, w którym "mieszkasz"...



3. Ulubiona pora dnia... 




4. Coś nowego...



 5. Właśnie tęsknisz za...




6. Piosenka, która za tobą chodzi...




7. "Nagłówek" Twojego tygodnia to...


  



8. Najlepszy moment tygodnia?





9. Kim chciałaś/eś być jako dziecko? 



10. Nigdy nie rozstajesz się z....

(trochę naciągane, raczej nie przywiązuję się do rzeczy)



11. Co można znaleźć na Twojej liście życzeń?


  

12. Twoja miłość od pierwszego wejrzenia...

 

13. Coś, co robisz przez cały czas...


(Ostatnio niestety...)



14. Zdjęcie tygodnia?




15. Ulubione słowo/wyrażenie...





16. Najlepszy moment roku...




17. Ktoś, kto zawsze potrafi Cię uszczęśliwić...

     
Nie jestem autorką powyższych zdjęć.  

Nie taguję nikogo, ale jeśli któraś z Was zamieści obrazkowy Tag u siebie na blogu będzie mi bardzo miło.
Tymczasem wracam zakopać się w książkach. Ahoj!  

niedziela, 17 lutego 2013

Pat&Rub Piling do ust- konieczność czy kaprys?

Jakiś czas temu w Sephorzę ciągnę mojego K. w stronę szafy z kosmetykami Pat&Rub, bo akurat muszę coś kupić. K. ze średnim zainteresowaniem  pyta co takiego. "Peeling do ust"- odpowiadam. Na twarzy lubego wyświetliła się mina niedowierzająca w to, że coś takiego w ogóle istnieje, a wzrok pytał "po co?". W tym momencie sama zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie przesadzam... ale jestem uparta więc wzięłam interesujące mnie opakowanie i mam.


Naturalny Piling (zachowuję oryginalną pisownię) do ust. Spośród trzech dostępnych wybrałam różany. Jest to peeling cukrowy, który bardzo ładnie radzi sobie z suchymi skórkami na ustach, nie podrażnia.


Moje usta zdecydowanie potrzebują peelingu (praca w klimatyzowanych pomieszczeniach im nie służy). Pytanie czy musi być to specjalny produkt do ust. Pewnie, że nie. Wcześniej używałam do tego celu peelingu do twarzy. Jednak należy zaznaczyć, że pilingu Pat&Rub używa się przyjemnie- nawet jeśli jakaś jego część wpadnie do buzi to wiemy, że to tylko naturalne składniki. Co więcej nie trzeba płukać ust, bo jest on po prostu smaczny.

Podsumowując nie jest to produkt niezbędny, ale bardzo przyjemny w użytkowaniu. Na pewno nie żałuję tego zakupu, ale pewnie nie kupię go kolejny raz.

Znacie ten kosmetyk? Uważacie, że peelingi do ust są koniecznością czy jednak kaprysem?

wtorek, 12 lutego 2013

Tusz do rzęs Guerlain Cils d’Enfer.

Ostatnio w łapki wpadł mi nowy tusz Guerlain czyli Cils d'Enfer czy jak ktoś woli Maxi Lash.

Producent mówi o nim tak:
Sekretem jest połączone działanie trzech niezwykłych polimerów. Pierwszy pokrywa rzęsy przylegającymi olejkami, nadając im grubość. Drugi, stworzony z elastycznych wosków, działa niczym odżywka, nadając rzęsom miękkość. Ostatni pozostawia na rzęsach cienki film, zabezpieczając nałożone na nie woski i utrwalając podkręcenie. Szczoteczka, pełna i okrągła pogrubia i wydłuża rzęsy. Wypełnione powietrzem włókna nowej generacji nadają rzęsom objętość. Ułożono je na krzyż, aby starannie rozdzielały rzęsy i rozprowadzały bogatą formułę bez grudek. Dzięki ukośnej strukturze, ta niezwykła `różdżka` ujarzmia i perfekcyjnie rzeźbi rzęsy. Dwa odcienie: 01 Noir, 02 Violet.


Tusz od pierwszego użycia zrobił na mnie świetne wrażenie. Bardzo wygodna szczoteczka- podkręca rzęsy unosi je i oddziela. Tusz nie daje efektu ciężkości, podkręca i wydłuża rzęsy. Nie kruszy się i nie rozmazuje. Przetrwał na moich rzęsach zajęcia Zumby bez szwanku. Poza tym pachnie obłędnie, znanym pewnie już wyznawczyniom Guerlain zapachem fiołków.

Tak oto prezentuje się na oku:



 Efekt może nie wygląda u mnie spektakularnie. Dlatego też dałam zdjęcie "przed" żeby udowodnić, że ten tusz potrafi zrobić coś z niczego. ;) Jak tylko nadarzy się okazja pokaże Wam jakie efekty daje na innych, cudzych, bardziej istniejących rzęsach.

Ocena: 5,5/6 (0,5 odejmuję za cenę- 145 zł)

Znacie? Lubicie?

czwartek, 7 lutego 2013

Makijaż wiosna lato 2013- trendy z wybiegów.

Mimo tego, że od jutra znów zapowiada się atak zimy ja cały czas wypatruję wiosny. Już jakiś czas temu pojawiły się kolekcje największych domów mody na sezon wiosna lato 2013. Propozycje makijażowe są dość różnorodne, ale ciekawe.

Pierwszy powtarzający się trend to satynowa, czasem nawet błyszcząca cera. To mnie cieszy- nie przepadam za maksymalnie zmatowionymi makijażami.

Najbardziej wiosenne, kolorowe, oryginalne, lekko futurystyczne wzory (kolejno) Kenzo, Michael Kors, Donna Karan








Drugi odrębny trend bardziej wieczorowy, niekoniecznie bezpośrednio kojarzony z wiosną to przydymione lub klasycznie na ciemno podkreślone oczy.

Do mnie bardzo przemawiająca propozycja Jeremmy'ego Scott'a:


Cavalli standardowo w stylu Cavalliego:


Z czerwonymi ustami od Jean Paul Gautier:


Ładne i mniej ładne naturalniaki (kolejno) Narsisco Rodriguez, Prabal Gurung, Ralph Lauren





No i niekonwencjonalny Dior:




Na koniec najbardziej rozczarowujące makijaże. Jako, że nigdy nie ukrywałam, że z niebieskimi cieniami do powiek się nie lubię to propozycja Armaniego nie podoba mi się nic, a nic- nawet na wybieg.



Kolejny to zmęczono- chory look proponowany przez MaxMara:


Wszystkie opinie oczywiście są subiektywne.

Czy jakiś makijaż przypadł Wam specjalnie do gustu?
A może macie pomysł na coś zupełnie innego z okazji zbliżającej się wiosny?